20 KORON NA GODZINĘ A DO DOMU JAKO INWALIDA
45-letni Adam Szaj jest sparaliżowany od szyi w dół. Musiał nagle przerwać pracę w Danii płatną 20 koron na godzinę, kiedy z siedmiometrowej wysokości spadł na betonową posadzkę magazynu. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za wypadek, który na całe życie zrobił z niego inwalidę.
Praca w Danii zakończyła się fatalnie dla 45-letniego Adama Szaja, gdyż jako samodzielny przedsiębiorca spadł z dachu i złamał kręgosłup: nie dostanie odszkodowania, a zarabiał 20 koron na godzinę. Opowiadanie swojej historii Fagbladet 3F wprawia 45-letniego Adama Szaja w przygnębienie. Plastikowa rurka doprowadzana do gardła dostarcza Adamowi dodatkową porcję tlenu, gdyż częściowo niesprawne płuca nie spełniają swego zadania. Elektrody na piersi śledzą pracę serca i puls.
Ciało jest w dużej części sparaliżowane po upadku z siedmiu metrów na betonową posadzkę magazynu firmy GM Plast A/S w Hedensted przed pięcioma miesiącami.
Tu podczas pracy na dachu hali magazynowej Adam Szaj późnym popołudniem nastąpił na świetlik i spadł z wysokości siedmiu metrów. 100-kilogramowe, niewysportowane ciało Polaka z hukiem uderzyło o betonową posadzkę.
Bezsilny leżał między regałami magazynowymi ze złamaniami kośćmi udowych, ramienia, kręgosłupa i obojczyka. Z zagrożeniem życia został w pełnym pędzie przewieziony karetką do Szpitala Uniwersyteckiego w Århus.
Inny Polak z czteroosobowej ekipy, która wykonywała prace, zadzwonił pod numer 112 podczas gdy dwaj inni Polacy kontynuowali pracę - jak wynika z raportu Inspekcji Pracy, do którego dostęp uzyskał Fagbladet 3F. Z raportu wynika też, że prace wykonywano na dachu niezgodnie z prawem, bez wymaganych zabezpieczeń przed upadkiem.
Obecnie Adam Szaj przebywa na oddziale intensywnej terapii 150-letniego szpitala Strusia w centrum Poznania w zachodniej Polsce.
Złamanie górnego odcinka kręgosłupa oznacza, że już nigdy nie powróci do poprzedniego życia jako żywiciel i głowa rodziny.
Zwabiony dobrym zarobkiem
Adam Szaj, jak wielu innych Polaków, dał się zwabić obietnicami dobrego zarobku w Danii.
Jako bezrobotny wykwalifikowany murarz dostał ofertę pracy dla czteroosobowej ekipy. Przez pół roku odmawiał, gdyż wcześniej nabył doświadczeń w Belgii przy pracy niezgodnej z przepisami. Po tygodniu wrócił do domu. Nie chciał do tego przykładać ręki.
Ale tym razem zapewniano go, że praca w Danii jest zupełnie legalna i zgodna z prawem.
Od dawnego kolegi z Poznania, który był w kontakcie z innym przedsiębiorcą pracującym w Danii, Adam Szaj dowiedział się, że pracując na akord może zarobić w Danii między 2.000 a 8.000 polskich złotych miesięcznie.
To odpowiada kwocie 4.000 - 16.000 koron.
- To niezłe pieniądze, bo miesięczny przychód gospodarstwa domowego w Polsce na poziomie 8.000 koron jest ok - opowiada Adam Szaj.
Jedynym wymogiem, jaki Adamowi został postawiony przez polskiego przedsiębiorcę działającego w Danii, Jana Marka Karlinskiego, była własna działalność gospodarcza oraz własne ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków podczas pracy za granicą.
- Nigdy wcześniej nie prowadziłem własnej działalności gospodarczej. Zawsze pracowałem jako zwykły pracownik i nigdy nie planowałem założenia własnej firmy. Ale taki był warunek otrzymania tej pracy - opowiada Adam Szaj.
5.000 koron miesięcznie
Adam Szaj przyjechał do pracy w Danii latem ubiegłego roku. Nie wiedział, na czym ta praca miała polegać. Bez kontraktu, bez umowy o wynagrodzeniu, nie wiedząc, ile będzie zarabiał.
W pierwszym miesiącu - sierpniu 2010 - wykonawca, Jan Marek Karlinski, przekazał mu, że ma wystawić rachunek na 3.401 złotych - trochę ponad 6.000 koron - za swoją pracę w sierpniu na różnych budowach w Danii.
Od tej kwoty należało jeszcze potrącić wydatki na paliwo związane z dowozem pracowników na miejsca pracy.
W ten sposób za miesiąc pracy Adam Szaj dostał na rękę 2.500 złotych lub 5.000 koron. Za 10-12 godzinny dzień pracy, także w weekendy, stawka godzinowa wyniosła ok. 20 koron.
16 września - po półtora miesięcznej pracy w Danii - zdarzył się ten feralny wypadek. Adam Szaj spada z dachu magazynu w Hedensted. W ten sposób wykonawca zapłacił tylko za połowę miesiąca: 1.500 złoty lub 3.000 koron. Adam Szaj leżał w szpitalu. Z tego powodu nie było go w pracy.
- Czuję się jak dziwka, wykorzystany i sponiewierany, wyrzucony jak jakiś śmieć - mówi gorzko Adam Szaj ze szpitalnego łóżka.
Każdy broni się przed odpowiedzialnością
Adam Szaj jest wściekły, że nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za wypadek.
- To wykonawca, Jan Marek Karlinski, kierował pracami i zajmował się ich podziałem. To on koordynował wszystko z duńsko-polskim wykonawcą robót Waldemarem Robertem Wolniewiczem. Ten najął Karlinskiego jako podwykonawcę prac renowacyjnych dachu magazynu w Hedensted. To chore, że wszyscy wzbraniają się przed odpowiedzialnością - twierdzi Adam Szaj.
Towarzystwo ubezpieczeniowe Generali, w którym Adam Szaj wykupił prywatne ubezpieczenie jako samodzielny przedsiębiorca, odmówiło wypłaty odszkodowania. Adam Szaj źle wypełnił dokumenty ubezpieczeniowe i dlatego nie dostanie odszkodowania za wypadek.
Polskie władze także nie podjęły tematu. Wypadek miał miejsce za granicą, a nie w Polsce. Dlatego polska opieka zdrowotna nie zapewni leczenia swojemu obywatelowi, ponieważ zapewniono mu już pierwszą pomoc celem zażegnania zagrożenia życia po upadku z wysokości siedmiu metrów.
W ten sposób Adam Szaj przez dwa i pół miesiąca leżał pod respiratorem w Szpitalu Uniwersyteckim w Århus zanim udało się jednemu lekarzy doprowadzić do przewiezienia go do Polski. Koszt pobytu w Szpitalu Uniwersyteckim w Århus sięga dwóch i pół miliona koron.
Póki co rachunek przekazano duńskim podatnikom.
Polsk tema: Adam
Polsk tema: Adam